niedziela, 2 stycznia 2011

24092010 2000 - Nocne manewry z MIWO

Data: 24.09.2010
Miejsce: Pomiędzy Praszką a Gorzowem Śląskim


24.09.2010 - tego dnia Trzynastka w składzie: esco, Majster i Laska wybraliśmy się na nocne manewry z obywatelami MIWO. Chciałem to jakoś ładnie opisać, ale okazało się, że Majster zdążył już naskrobać doskonałą relację na forum.:)

Relacja Majstra z imprezy:

Na ten piątek czekałem od dwóch tygodni. Zaczął się jak każdy, pobudka o 0450, w pracy do 1550, szybkie pakowanie, prysznic, ładowanie baterii i zmiana wtyków na zakupione kilka wcześniej deansy. Szybka ustawka z kumplami z Wołczyna i Kluczborka, co do godziny wyjazdu i w drogę. Odległość nie była duża, na miejsce spotkania, z MIWO było 64km, po drodze zabrałem Laskę oraz esco. 

Na miejsce dotarliśmy z małymi problemem (kłopoty ze znalezieniem miejsca spotkania - przyp. esco), ale nie spóźniliśmy się ani sekundy (godzina 2000). To dobrze. Po kilku minut wyjechaliśmy autami do miejsca docelowego. Była to piaskowania oddalona kilka kilometrów od miejsca spotkania. 
Na miejscu odbyła się odprawa, na której dowiedzieliśmy się, co będziemy tak naprawdę robić. Pierwszą część zajęło szkolenie z zakresu poruszania się w terenie na azymuty. Zasady były proste, podzieleni na trzy osobowe drużyny mieliśmy przejść po kwadracie o boku 200 parokroków w taki sposób, aby za pomocą busoli trafić najdokładniej w miejsce wymarszu. Była pełnia było, więc jasno jak na noc. Trening zajął nam około półtorej godziny, nie poszło nam najgorzej zważywszy na "pierwszy raz". Szedłem pierwszy z Laską, esco został i czekał na nas w zaciemnionym miejscu. Ruszyliśmy w losowym kierunku licząc wzajemnie parokroki. Sprawdzaliśmy, co 20-30, aby nie pomylić się zbytnio. Pomyłka mogła się skończyć powrotem do miejsca, z którego wyruszyliśmy ostatnio i powtórne liczenie. Po odmierzeniu 200 parokroków za pomocą busoli wyznaczaliśmy kierunek marszu o 90 stopni przesuniętego od poprzedniego azymutu. W ten sposób mieliśmy wyznaczyć idealny kwadrat o boku około 300 metrów. Jako, że nie było całkowicie ciemno, a, że teren był plaski (ściernisko) zajęło nam to około 30 minut. Minęliśmy punkt startu gdzie z niecierpliwością czekał na nas esco o zaledwie (albo aż) 26 parokroków. Drugiej ekipie, czyli Lasce i esco nie poszło już tak dobrze machnęli się już dużo więcej i praktycznie minęli punkt startu o dobre 100 metrów. Było to dobre ćwiczenie, które należy powtórzyć. Najważniejsze zasady, jakie w czasie oczekiwania na chłopaków przekazał mi Gery to:

  • posiadania różańca do skutecznego i nieomylnego odliczanie parokroków,
  • jeśli w czasie marszu pomylimy się w liczeniu należy wrócić do miejsca, w którym na pewno wiemy ile mieliśmy "na liczniku" i zacząć liczenie od tego miejsca lub całkowicie od początku.,
  • jeśli nie trafimy do miejsca wymarszu musimy je jakoś odszukać najlepiej zataczając spiralę wokół miejsca, w którym zakończyliśmy (musi być charakterystyczne i nam dokładnie znane, aby wrócić do niego gdy w dalszym ciągu nie znajdziemy miejsca docelowego),
  • jeśli w bardzo dużym stopniu pomyliliśmy się musimy wrócić się w miejsce startu lub narożnika kwadratu i wyruszyć w miejsce docelowe.

Po zakończeniu ćwiczenia udaliśmy się do pojazdów po cały szpej oraz repliki. Gery wyjaśnił, jakie są zasady dzisiejszej rozgrywki. Podzieleni na dwie drużyny, dwu i sześciu osobową. Naszym zadaniem było rozbicie obozu, obrona jego oraz patrolowanie 3 punktów, które znajdowały się na terenie rozgrywki. Zadaniem drużyny przeciwnej było odnalezienie 3 punktów i dokonania na tabliczkach w wpisu składającej się z godziny. Teren gry był pagórkowatym ścierniskiem. 

Po rozbiciu obozu i krótkiej odprawie pierwsza dwójka udała się na patrol do punktu 3, reszta miała za zadania odpocząć i obserwować teren wokół obozu i w razie potrzeby bronić go. Po kilkunastu minutach obóz zaatakował oddział nieprzyjaciela i straty były bardzo duże - wielu rannych. Po powrocie patrolu, któremu nikt nie mógł powiedzieć o przybyciu nieprzyjaciela z powodu braku łączności - zginął kolejny z naszych. Po porażce, opatrzeniu ran wróciliśmy do obozu. Jedni zajęli pozycje obserwacyjne resztą mogła zjeść i odpocząć. Z niecierpliwością oczekiwaliśmy ostatniego z naszych… który nadal był narażony na spotkanie przeciwnika. Dłuższy czas po ataku byliśmy już razem, każdy wiedział, co zrobił źle i zmobilizował się do dalszej rozgrywki.

Kolejny patrol wyruszył w teren reszta musiała odpocząć i się posilić. Byłem razem z esco mieliśmy za zadanie przejść po terenie kolejno do wszystkich punktów. Ze względu na kłopoty ze sprzętem mieliśmy do dyspozycji tylko broń krótko. Na pustkowi w blasku księżyca każdy krok był nerwowy, wiedzieliśmy, że spotkanie z lepiej uzbrojonym przeciwnikiem może źle się dla nas skończyć. Punkt po punkcie przeszliśmy cały teren, brak łączności uniemożliwiał meldowanie o postępach. Na nasze szczęście nie spotkaliśmy przeciwnika i cali wrośliśmy do obozu. Tym razem obóz zachował czujność i zaraz po ujrzeniu naszej dwójki na horyzoncie zaczął wywoływał nasz przez radio czekając na odpowiedź z naszej strony w postaci ustalonego przed wyjściem hasła. W obozie był spokój, zmieniliśmy warty, ci, co spali kilka godzin musieli wstać, aby dać szansę na odpoczynek innym. 

Spokój nie trwał jednak długo... kolejny odrodził wroga zaatakował nasze pozycję. Po ostatniej porażce zmobilizowany oddział zachował zimną krew wykrył skradających się nie przyjaciół i bez jakichkolwiek strat odparł ich atak. Te zwycięstwo było nam potrzebne i znacznie podniosło morale wszystkim. Do rana był już spokój około 0600 złożyliśmy obozowisko i udaliśmy się w wyznaczone miejsce skąd mieliśmy odjechać.

Kolejne spotkanie i kolejne "nauki". Człowiek uczy się jednak całe życie.:) Tego samego dnia udaliśmy się na strzelankę (o tym w kolejnym poście) gdzie już w mniej "realistycznym" scenariuszu, bawiliśmy się z chłopakami z Namysłowa i Opola. Okazało się, że zgubiłem apteczkę (esco), ale dzięki Majstrowi udało się ją odnaleźć na ściernisku, które przemierzaliśmy poprzedniej nocy. Chciałbym mu oficjalnie bardzo podziękować, tak samo jak reszcie chłopaków, za cierpliwość i wytrwałość w poszukiwaniach.:) DZIĘ - KU- JĘ! Oby to się już nie powtórzyło. 

Wrzucam jedyne zdjęcie z tej nocnej operacji. SOP zabraniało nam używania światła, więc zdjęć jest tylko garstka.
Przygotowania do części teoretycznej manewrów. Dupami zwróceni Laska i Majster. Gdzieś w tle jestem Ja.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz